Instytut Badań Edukacyjnych Państwowy Instytut Badawczy (IBE-PIB)

Jesteśmy zwolennikami podejścia opartego na dowodach,
podobnego do tego, jakie stosuje się w medycynie.
Dr hab. Maciej Jakubowski
Izabela Blimel: Jakie są główne obszary badawcze Instytutu Badań Edukacyjnych i jakie znaczenie mają one dla rozwoju edukacji w Polsce?
Dr hab. Maciej Jakubowski, prof. UW, Dyrektor Instytutu Badań Edukacyjnych – PIB: Główne obszary badawcze w Instytucie Badań Edukacyjnych (IBE-PIB) koncentrują się na szeroko rozumianej edukacji, obejmującej wszystkie etapy kształcenia – od przedszkola po uczenie się dorosłych. Jako Państwowy Instytut Badawczy jesteśmy zaangażowani w prace nad reformą oświaty, ale naszym głównym zadaniem jest budowanie infrastruktury badawczej, która pozwala monitorować zmiany w systemie edukacji. Do tej pory IBE -PIB był jedyną instytucją w Polsce, dostarczającą reprezentatywnych wyników badań umiejętności uczniów, głównie w ramach międzynarodowych projektów, w których Polska uczestniczy od ponad 20 lat.
Jednak naszym celem jest, aby badania nie były prowadzone jedynie raz na kilka lat, ale aby informacje na temat poziomu umiejętności uczniów, satysfakcji nauczycieli i uczniów, relacji w szkołach, wykorzystania technologii czy preferencji zawodowych młodzieży były zbierane regularnie – co roku, a nawet co pół roku. Te dane są kluczowe dla kształtowania polityki edukacyjnej w kraju. Mamy zespół, który potrafi prowadzić takie badania na światowym poziomie. Jesteśmy partnerami w wielu międzynarodowych konsorcjach badawczych, a od czasu, gdy objąłem stanowisko dyrektora, zawarliśmy nowe porozumienia o współpracy i intesyfikujemy działania z czołowymi instytucjami w tej dziedzinie z całego świata. Chcemy, aby IBE -PIB był instytutem, który działa na poziomie globalnym, uczestnicząc w międzynarodowych badaniach, ale przede wszystkim dostarczał rzetelne dane do kształtowania polityki edukacyjnej w Polsce.
Oprócz badań oświaty, zajmujemy się również badaniami dotyczącymi kształcenia dorosłych oraz rozwojem systemu kwalifikacji. Skupiamy się nie tylko na kształceniu formalnym, ale także na edukacji pozaformalnej i nieformalnej, czyli na tym, co dzieje się poza tradycyjnymi instytucjami edukacyjnymi, takimi jak uniwersytety. Jest to niezwykle ważne dla rozwoju Polski, ponieważ pod względem uczenia się przez całe życie, wciąż pozostajemy w tyle za innymi krajami, zwłaszcza w porównaniu z krajami skandynawskimi. Według danych Eurostatu, poziom dokształcania się dorosłych w Polsce jest poniżej średniej europejskiej.
Niedawno uczestniczyłem w spotkaniu z przedstawicielami Komisji Europejskiej, gdzie ponownie poruszono ten temat. Podkreślono, że w Polsce wciąż zbyt mało osób dorosłych się dokształca, a pracodawcy często nie widzą potrzeby inwestowania w rozwój kwalifikacji swoich pracowników. To bardzo niepokojące zjawisko, zwłaszcza w kontekście dynamicznych zmian w gospodarce. W najbliższych latach będzie coraz mniej miejsca dla osób z niskimi kwalifikacjami, dlatego tak ważne jest, aby zachęcać do ciągłego rozwoju i podnoszenia kompetencji.
Oczywiście, mamy w Polsce całą rzeszę profesjonalistów – osób dobrze wykształconych, które aktywnie uczestniczą w procesie dokształcania się. Często finansują je samodzielnie lub są w tym wspierane przez pracodawców, którzy widzą w tym korzyści dla swoich firm. Jednak istnieje również duża grupa osób pracujących w zawodach wymagających mniejszych kwalifikacji, które nie są postrzegane jako profesjonaliści. W tej grupie odsetek osób uczestniczących w dokształcaniu jest bardzo niski.
Jednym z największych wyzwań stojących przed systemem edukacji w Polsce jest właśnie kształcenie dorosłych, a właściwie bardzo niski poziom uczestnictwa w tym procesie. Żyjemy w czasach, gdy gospodarka dynamicznie się zmienia i będzie się zmieniać jeszcze szybciej. Nie ma od tego odwrotu – ciągłe podnoszenie kwalifikacji i uczenie się przez całe życie stają się niezbędne dla każdego. Aby to osiągnąć, konieczna jest zmiana postaw, ale nie tylko. Potrzebne są również solidne podstawy. Obecnie osoby lepiej wykształcone częściej uczestniczą w dokształcaniu niż osoby z niższym poziomem wykształcenia. To pokazuje, jak ważna jest rola szkoły w zapewnieniu wszystkim podstaw do dalszego rozwoju. Jeśli szkoła nie wyposaży uczniów w odpowiednie kompetencje, rynek pracy pozostanie sztywny, a gospodarka będzie opierać się na taniej sile roboczej. Tymczasem Polska przestaje być krajem taniej pracy, dlatego nie możemy dalej rozwijać się w ten sposób.
Kluczowe są tu kompetencje ogólne, które kształci szkoła. Często słyszymy, że szkoły i uczelnie wyższe za mało uczą umiejętności specyficznych, dostosowanych do potrzeb rynku. Moim zdaniem to droga donikąd. Oczywiście, dobrze, jeśli szkoły oferują również umiejętności specjalistyczne, ale przede wszystkim powinny skupiać się na kompetencjach ogólnych, takich jak umiejętności cyfrowe na poziomie, który pozwala zastosować je w różnych dziedzinach życia. W Polsce wciąż mamy z tym problem, dlatego reforma edukacji jest tak ważna.
Warto podkreślić, że polska szkoła ma wiele zalet i często nie doceniamy jej osiągnięć. W porównaniu z innymi systemami edukacyjnymi w Europie, polska szkoła wypada bardzo dobrze – mamy jedne z najlepszych wyników w Europie. To coś, z czego możemy być dumni, ale jednocześnie musimy stale pracować nad poprawą jakości kształcenia, aby sprostać wyzwaniom przyszłości.
Niestety, polską oświatę, w pewnym stopniu, rozbiły zmiany wprowadzone przez kontrreformę, minister edukacji narodowej, Anny Zalewskiej, w tym likwidacja gimnazjów, a także pandemia, podczas której szkoły zostały zamknięte na najdłuższy okres w całej Unii Europejskiej. To pokazuje, że wciąż nie doceniamy roli edukacji. Decyzje, takie jak likwidacja gimnazjów, czy zamknięcie szkół podczas pandemii, były motywowane politycznie z pominięciem wyników badań czy choćby głosów ekspertów. Tymczasem już wcześniej było wiadomo, że gimnazja miały swoje zalety, a długotrwałe zamykanie szkół nie przyczynia się znacząco do zahamowania pandemii, ale za to przynosi ogromne negatywne skutki dla edukacji.
W efekcie tych działań poziom kształcenia w Polsce nieco się obniżył. Naszym celem jest teraz nadrobienie tych strat. Chcemy, aby polska szkoła zapewniała każdemu uczniowi solidne podstawy – czytanie ze zrozumieniem, wiedzę i umiejętności matematyczne, podstawową wiedzę z nauk przyrodniczych oraz szerokie kompetencje cyfrowe, które nie ograniczają się do obsługi komputera czy podstaw programowania. Te kompetencje powinny być obowiązkowym minimum, które każdy uczeń wynosi ze szkoły. Krótko mówiąc, polska szkoła musi wrócić na odpowiedni poziom, aby przygotowywać młodych ludzi do wyzwań współczesnego świata.
Bez solidnych podstaw edukacyjnych, nawet jeśli ktoś chce zostać mechanikiem samochodowym – a to przecież dobry zawód – będzie miał trudności. Dzisiejszy mechanik musi znać język angielski, umieć obsługiwać komputery i specjalistyczne oprogramowanie. Jeśli nie ma tych umiejętności, jego możliwości zarobkowe są ograniczone. Współczesne samochody składają się głównie z elektroniki i oprogramowania, a nie z prostych mechanizmów, które można naprawić młotkiem. Mechanik, który potrafi dostosować się do nowych technologii, uczyć się nowego oprogramowania i rozwiązań, ma przed sobą świetlaną przyszłość. Jednak bez podstawowej wiedzy i umiejętności, takich jak czytanie ze zrozumieniem, nie jest w stanie sprostać tym wymaganiom.
Niestety, po likwidacji gimnazjów aż 80% uczniów szkół branżowych nie potrafi czytać ze zrozumieniem na odpowiednim poziomie. To oznacza, że mają problemy nawet ze zrozumieniem prostych instrukcji. Jak więc mogą stać się mechanikami, którzy obsługują skomplikowaną elektronikę i komputery? To po prostu niemożliwe. Bez solidnych fundamentów edukacyjnych, takich jak umiejętność czytania, rozumienia tekstu czy podstawowej wiedzy technicznej, młodzi ludzie nie będą w stanie rozwijać się w dynamicznie w zmieniającym się świecie pracy.
I.B.: Czy to oznacza, że w edukacji będą wprowadzane innowacyjne rozwiązania?
M.J.: Nie jestem zwolennikiem ślepego wprowadzania innowacji w edukacji, szczególnie jeśli nie są one poparte rzetelnymi danymi i badaniami. Statystyki pokazują, że ponad 90% innowacji w biznesie kończy się niepowodzeniem – wiele z nich nawet nie dociera do etapu próby wdrożenia. Nie chcę, aby innowacje były bezkrytycznie testowane na uczniach. Niestety, często tak się dzieje – jeśli ktoś ma ciekawy, intuicyjny pomysł, to już następnego dnia próbuje go wdrożyć w szkole, bez wcześniejszego sprawdzenia, czy rzeczywiście działa.
Jesteśmy zwolennikami podejścia opartego na dowodach, podobnego do tego, jakie stosuje się w medycynie. Zanim coś zaczniemy stosować na szeroką skalę, najpierw to sprawdzamy. Chcemy budować bazę wiedzy opartą na badaniach eksperymentalnych, z losowo dobraną grupą kontrolną, aby móc jednoznacznie stwierdzić: to działa, a to nie działa. W tym celu podpisaliśmy międzynarodowe umowy, które umożliwią nam dostęp do globalnych baz wiedzy. Będziemy je tłumaczyć na język polski i adaptować do naszych warunków. Wchodzimy też w międzynarodowe projekty badawcze nastawione na ocenę rozwiązań edukacyjnych najbardziej rygorystycznymi metodami naukowymi.
W ciągu ostatnich 20 lat w edukacji dokonała się olbrzymia rewolucja. Dziś dysponujemy twardymi danymi i wynikami badań z zakresu edukacji i kognitywistyki, które mówią nam, jak skutecznie się uczyć i jak skutecznie nauczać. Dlatego nasze podejście nie polega na ciągłym szukaniu nowych innowacji, ale na wdrażaniu sprawdzonych rozwiązań. Innowacje testujemy, sprawdzamy ich skuteczność, a dopiero potem promujemy te, które rzeczywiście przynoszą pozytywne efekty.
Chcemy wprowadzać zmiany zarówno w podstawach programowych, jak i w dydaktyce. Nawet najlepsze podstawy programowe, które opracowujemy w tym roku, pozostaną tylko na papierze, jeśli nie zmienimy metodyki nauczania. Wiemy, jak skutecznie uczyć – dużo lepiej niż jeszcze kilka lat temu – i tę wiedzę chcemy upowszechniać. Niestety, ta wiedza nie jest jeszcze dostępna szerokiemu gronu nauczycieli, a nawet profesorów kształcących przyszłych nauczycieli. Często ich przygotowanie jest zbyt teoretyczne, bez uwzględnienia najnowszych badań, podczas gdy my wiemy, co działa w praktyce, w prawdziwej klasie i na bieżąco uaktualniamy tę wiedzę.
W tym roku zamierzamy dotrzeć z tą wiedzą do szkół i nauczycieli. Chcemy, aby stała się dostępna „pod strzechami”, czyli dla każdej placówki edukacyjnej. Mamy nadzieję, że nasze działania będą głośne i przyniosą realną zmianę w polskiej edukacji.
I.B.: Kiedy te zmiany będą wprowadzone?
M.J.: Już teraz pracujemy nad wdrażaniem tych zmian, ale efekty widoczne dla przeciętnego człowieka będą zauważalne dopiero od połowy roku 2025, a szczególnie od jesieni. Planujemy, aby na początku nowego roku szkolnego zrobić duże wrażenie – chcemy wtedy pokazać, co udało nam się osiągnąć. Będziemy gotowi zaprezentować konkretne rezultaty i materiały, które będą dostępne dla nauczycieli i szkół.
Proces adaptacji materiałów, na przykład z języka angielskiego, jest jednak długi i skomplikowany. Nie chodzi tu tylko o samo tłumaczenie, ale o dostosowanie rozwiązań do specyfiki polskiego systemu edukacyjnego. Każdy system edukacji ma swoje unikalne cechy, dlatego nie można po prostu przenieść badań eksperymentalnych z Ameryki, Holandii czy Wielkiej Brytanii do Polski, bez odpowiednich modyfikacji. Niektóre rozwiązania się sprawdzają, inne nie – dlatego ten proces adaptacji wymaga czasu.
Mimo to jestem przekonany, że jesienią będziemy gotowi, aby ruszyć ze szkoleniami dla nauczycieli i dostarczyć im materiały, z których będą mogli korzystać w praktyce. Chcemy pokazać, że edukacja może być oparta na dowodach (evidence-based), a nie tylko na intuicji, przekonaniach czy osobistych doświadczeniach.
I.B.: To, o czym Pan mówi, brzmi trochę jak rewolucja w edukacji…
M.J.: Tak, według mnie to rzeczywiście rewolucja. Dlatego właśnie objąłem stanowisko dyrektora IBE – chcę, aby ta zmiana się dokonała. Niestety, w świecie edukacji wciąż jest zbyt mała świadomość, że można opierać się na twardych danych i rzetelnych badaniach. Często słyszymy: „Ja mam jedno badanie, ty masz drugie” i na tej podstawie prowadzi się dyskusje. Problem w tym, że wiele badań edukacyjnych, zwłaszcza w Polsce, jest słabej jakości. Na przykład: ktoś bierze klasę koleżanki z jednej szkoły, porównuje ją z klasą z innej szkoły, a potem próbuje wyciągać wnioski na temat efektów pandemii. To nie jest naukowe podejście – to bardziej publicystyka niż rzetelna analiza. Grupy są nieporównywalne, a metody – niewystarczające.
My chcemy działać inaczej. Skupiamy się na prowadzeniu badań eksperymentalnych z grupą kontrolną, podobnie jak robi się to w medycynie. W najprostszej wersji losujemy szkoły i klasy, które biorą udział w interwencji, a inne pozostają jako grupa kontrolna. Następnie mierzymy ich umiejętności, na przykład z matematyki, na początku i na końcu eksperymentu. Takie podejście pozwala nam uzyskać wiarygodne wyniki, które można porównywać i analizować. To standard, który stosuje się w psychologii, ekonomii czy medycynie, i chcemy, aby stał się również standardem w edukacji.
I.B.: Jak Pan ocenia poziom wykorzystania nowych technologii w polskich szkołach i uczelniach?
M.J.: W mojej opinii, nie jest z tym dobrze, choć obecnie widać pewne zmiany. Ministerstwo Edukacji Narodowej przeznacza olbrzymie fundusze na ten cel, ale do tej pory wiele działań nie było realizowanych w sposób przemyślany. Na przykład, program „laptop dla każdego ucznia” miał raczej charakter polityczny – chodziło o to, aby politycy mogli pochwalić się, że coś rozdają, zrobić sobie zdjęcie i pokazać obywatelom, że „coś robią”. Niestety, efekt edukacyjny takich działań jest mizerny. Od 20 lat wiemy, że samo rozdawanie sprzętu nie jest rozwiązaniem. Owszem, dostęp do technologii to podstawa, ale bez przygotowania materiałów, bez koncepcji, jak ten sprzęt ma być wykorzystywany w edukacji, może to przynieść więcej szkody niż pożytku. Uczeń może po prostu grać na tym laptopie, zamiast się uczyć, co będzie miało negatywny wpływ na jego edukację.
Podobnie jest z siecią światłowodową. To fantastyczne, że została rozwinięta, ale ma swoje problemy techniczne, które wymagają poprawy. Co więcej, nikt nie pomyślał o tym, aby zadbać o wewnętrzną infrastrukturę Wi-Fi w szkołach. W wielu placówkach światłowód jest podpięty do gabinetu dyrektora, gdzie stoi jeden router, ale już 30 metrów dalej sygnał nie sięga. To jest rzeczywistość polskiej szkoły.
Innym problemem jest to, że w większości szkół jest jedna sala komputerowa, w której uczy nauczyciel informatyki, ale brakuje techników, którzy dbaliby o sprzęt. To ogromne wyzwanie. Naszym pomysłem, który jest jeszcze w fazie dyskusji, jest wprowadzenie zmian w podstawach programowych, aby każdy nauczyciel, niezależnie od przedmiotu, pracował w świecie cyfrowym.
Obecnie widzimy, że uczniowie znają narzędzia cyfrowe, które im odpowiadają, często lepiej niż nauczyciele. Problem w tym, że nie potrafią efektywnie wykorzystywać tych narzędzi do nauki. Na przykład, uczniowie czytają teksty w internecie w sposób powierzchowny – przewijają je na telefonie, czytają pierwszy akapit, może drugi, a potem przechodzą do kolejnej treści. Tymczasem szkoła wciąż opiera się na tradycyjnych metodach, takich jak czytanie lektur. Musimy połączyć te dwa światy – nauczyć uczniów, jak szukać informacji w internecie, poświęcić im więcej uwagi, aby nie przeskakiwali z jednej treści na drugą, jak w TikTok-u. Chodzi o to, aby potrafili znaleźć informację, sprawdzić jej wiarygodność, porównać z innymi źródłami, a nawet świadomie wykorzystać sztuczną inteligencję do tworzenia nowych treści.
Chciałbym, aby takie umiejętności były rozwijane na lekcjach języka polskiego, matematyki czy innych przedmiotów. Na matematyce uczniowie mogliby uczyć się analizy danych – ściągać dane, dopasowywać do nich funkcje, aby zdobywać praktyczną wiedzę w świecie cyfrowym. Niestety, na razie takich rozwiązań brakuje. Są nauczyciele, którzy to robią, ale wynika to raczej z ich pasji i indywidualnych zainteresowań. Typowy polonista, czy matematyk wciąż uczy bez wykorzystania narzędzi cyfrowych, a sala komputerowa jest zarezerwowana głównie dla informatyki lub języków obcych.
Jednym z mitów edukacyjnych, z którym walczymy, jest przekonanie, że skoro sztuczna inteligencja i przeglądarki są łatwo dostępne, to nie trzeba uczyć się podstawowej wiedzy. Owszem, sztuczna inteligencja może rozwiązać maturę, ale absurdalną konkluzją z tego faktu jest stwierdzenie: „Nie trzeba uczyć tego, co jest sprawdzane na maturze”. To błędne myślenie, ponieważ jeśli nie mam podstawowej wiedzy w danej dziedzinie, to nawet nie wiem, jak szukać informacji w internecie, a tym bardziej, jak je ocenić. Bez wiedzy przyjmuję wszystko bezkrytycznie, co prowadzi do poważnych problemów.
Widzimy to już dziś – na przykład w przypadku ruchów antyszczepionkowych. Ludzie szukają informacji w internecie, ale nie potrafią ich krytycznie ocenić, bo brakuje im podstawowej wiedzy. W efekcie przyjmują nieprawdziwe teorie jako fakty. To niebezpieczne zjawisko, które może mieć poważne konsekwencje, jak choćby spadająca liczba szczepień dzieci.
Porzucenie nauczania wiedzy tylko dlatego, że mamy dostęp do internetu, to droga donikąd. Jeśli staniemy się zależni od sztucznej inteligencji, będziemy jej niewolnikami. Na przykład, jeśli zapytamy sztuczną inteligencję: „Na czym polega skuteczne nauczanie?”, otrzymamy mieszankę prawdy i nieprawdy. Sztuczna inteligencja nie jest tak naprawdę „inteligentna” – przetwarza tylko to, co jest dostępne w internecie, często bez weryfikacji. Dopiero znając badania naukowe, możemy oddzielić fakty od mitów.
Przykładowo, mogę zapytać sztuczną inteligencję: „Czy ponowne czytanie jest skuteczne?”, a ona odpowie: „Tak, ale są badania, które mówią co innego”. Ja jednak wiem, że nie jest, bo wiem które badania są rzetelne i dobrze udokumentowane, więc mogę ocenić, co jest prawdą, a co nie. Bez tej wiedzy jesteśmy skazani na bezkrytyczne przyjmowanie informacji, co może prowadzić do błędnych wniosków. Dlatego tak ważne jest, aby uczyć się podstawowej wiedzy – tylko wtedy możemy świadomie korzystać z technologii i sztucznej inteligencji.
I.B.; Czy Instytut prowadzi badania nad sztuczną inteligencją i jej wpływem na proces nauczania?
M.J.: Tak, jest to temat, który przewija się przez wiele projektów, zarówno tych badawczych, jak i wdrożeniowych. Używamy narzędzi AI do analityki danych, choćby danych tekstowych, np. podstaw programowych i programów nauczania, czy też do złożonych danych z rynku pracy, łączących twarde dane z np. analizą ofert pracy. Planujemy też projekty badawczo-wdrożeniowe, skupiające się na szukaniu rozwiązań, które mogą poprawić skuteczność edukacji czy choćby odciążyć nauczycieli.
Projekt pn. „Zeszyt online”, poświęcony jest głównie matematyce i naukom przyrodniczym oraz koncentruje się na nauczaniu z wykorzystaniem rozwiązań technologicznych, w tym również sztucznej inteligencji. Realizowany jest we współpracy z Politechniką Warszawską. Ta współpraca jest bardzo owocna, ponieważ łączy kompetencje technologiczne specjalistów z uczelni technicznej z naszą wiedzą z zakresu psychologii uczenia się, motywacji i efektywnych metod nauczania, a także wiedzą o tym jak rzetelnie oceniać takie projekty.
Projekt „Zeszyt online” to nasze pole do badań i eksperymentów. Dzięki niemu chcemy lepiej zrozumieć, co jest skuteczne w nauczaniu matematyki, a co nie. To duże przedsięwzięcie, finansowane przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, które pozwala nam testować nowe podejścia i wdrażać innowacje w edukacji, ale w sposób rozsądny, oparty o twarde dowody.
Obecnie, gdy przyjrzymy się różnym rozwiązaniom z zakresu edukacji technologicznej (tzw. edtech), widzimy, że brakuje rzetelnych badań na ten temat. Szkoły, ministerstwa czy samorządy często kupują różne „świecące zabawki”, które obiecują cuda: że uczeń, siadając do komputera, nie tylko nauczy się matematyki, ale także rozwinie myślenie krytyczne, umiejętności społeczne i wiele więcej. Niestety, w rzeczywistości często nic z tego się nie dzieje. Aby rozwinąć myślenie krytyczne, trzeba z uczniem pracować – efekt nie pojawi się sam tylko dlatego, że korzysta z platformy edukacyjnej.
Wiele z tych platform jest tworzonych przez osoby zajmujące się technologią, a nie pedagogiką. Działają one sprawnie pod względem technicznym, ale nie mają oparcia w nauce o uczeniu się (science of learning), czy kognitywistyce. Brakuje im zrozumienia, jak ludzie rzeczywiście przyswajają wiedzę. Dlatego, naszym celem jest znalezienie rozwiązań, które łączą zaawansowaną technologię z wiedzą na temat skutecznego nauczania. Uważam, że to jest kolejny krok w rozwoju technologii edukacyjnej.
Z moich obserwacji wynika, iż obecnie panuje swego rodzaju przymus cyfryzacji – wszyscy czują, że trzeba iść w tym kierunku, kupować nowe rozwiązania. Jednak po pandemii coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że nauka oparta wyłącznie na technologii nie jest tak skuteczna, jak się wydawało. Pandemia obnażyła wiele problemów – na przykład to, że komputery nie są cudownym narzędziem, które samoistnie zindywidualizuje nauczanie. Wciąż nie ma naukowych dowodów na to, że nauczanie z wykorzystaniem sztucznej inteligencji jest skuteczniejsze niż praca z nauczycielem. Po prostu takich dowodów brak.
I.B.: Jakie są, Pana zdaniem, najważniejsze kierunki rozwoju edukacji w Polsce, w najbliższych latach?
M.J.: Przygotowujemy reformę edukacji, która, mam nadzieję, pójdzie w kierunku wzmacniania podstawowych kompetencji, a jednocześnie unowocześnienia szkoły. Chodzi o to, aby bardziej skupić się na sprawczości uczniów, relacjach w szkole oraz kształtowaniu postaw, które sprzyjają innowacyjności. Jednym z kluczowych elementów jest budowanie odwagi do popełniania błędów. To coś, czego brakuje w polskiej szkole. Na przykład, świetnie uczymy matematyki, ale widzimy, że uczniowie boją się tego przedmiotu. Nawet ci, którzy mają dobre wyniki, zwłaszcza dziewczęta, często nie wierzą w swoje umiejętności. To poważny problem. Obiektywne testy pokazują, że polskie dziewczęta mają wiedzę i umiejętności matematyczne na poziomie europejskiej czołówki, ale nie wybierają kierunków ścisłych, ponieważ nie wierzą w siebie. To wynik zarówno stereotypów, jak i sposobu, w jaki uczymy. Polska szkoła często zniechęca, a nawet zastrasza, zamiast motywować i budować pewność siebie.
Kara za błędy to kolejny problem. Jeśli chcemy, aby młodzi Polacy byli innowacyjni, musimy nauczyć ich, że popełnianie błędów jest naturalną częścią procesu uczenia się. W biznesie, aby odnieść sukces, często trzeba założyć 20 startupów, z których 19 upadnie. Tego właśnie powinniśmy uczyć w szkole – że błąd to nie porażka, ale okazja do nauki i rozwoju.
Pracując ze studentami jako wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego, zawsze podkreślam, że nawet niepoprawne rozwiązanie może być wartościowe. Zamiast karać za błąd, warto zastanowić się, dlaczego ktoś tak pomyślał, co można poprawić i jak wyciągnąć z tego wnioski. To konstruktywne podejście, które buduje odporność i kreatywność. Wprowadzenie takiej zmiany w polskiej szkole będzie trudne, ale konieczne, jeśli chcemy, aby młodzi ludzie stawali się odważnymi innowatorami, zdolnymi rozwijać polską gospodarkę i społeczeństwo.
Kolejnym ważnym kierunkiem jest kształcenie dorosłych, które jest niezbędne w dynamicznie zmieniającym się świecie. Jednak zanim do tego dojdziemy, musimy zacząć od mocnych podstaw w szkole. Uczniowie powinni nauczyć się, jak się uczyć, bo często tego nie potrafią. Jeśli dostaną taką wiedzę a do tego będą mieli dobre kompetencje kluczowe, to kontynuowanie nauki w dorosłości nie będzie wyzwaniem tylko przyjemnością. Młodzi ludzie są dziś bardziej świadomi potrzeby ciągłego rozwoju niż starsze pokolenia. Widzimy to po ich zaangażowaniu w szkolenia i kursy. To bardzo pozytywne zjawisko. Naszym zadaniem jest dać im jeszcze więcej narzędzi i możliwości, a jednocześnie zadbać o to, aby wszyscy mieli równy dostęp do dobrej edukacji. W Polsce mamy duże różnice w poziomie edukacji – połowa populacji ma solidne podstawy, podczas gdy druga połowa często „odpuszcza”. To nas różni od krajów takich jak Finlandia, gdzie edukacja jest bardziej równa dla wszystkich. Jeśli chcemy wrócić do światowej czołówki to musimy bardziej zadbać o edukację włączającą, która pomaga osiągnąć fundamentalne umiejętności każdemu uczniowi.
Podobne zmiany są potrzebne na uczelniach wyższych. Tradycyjny model wykładów i ćwiczeń już się wyczerpuje. Młodzi ludzie, którzy uczą się z internetu, nie chcą spędzać półtorej godziny na wykładzie, jeśli mogą znaleźć te same informacje online. To, czego oczekują, to dyskusja, interakcja i praktyczne zastosowanie wiedzy. Współczesne technologie pozwalają na tworzenie interaktywnych materiałów, które studenci mogą samodzielnie przyswajać, a nauczyciel może skupić się na indywidualnej pracy z tymi, którzy potrzebują wsparcia.
Ten sam problem dotyczy szkół. W sztywnym modelu nauczania nie ma miejsca na elastyczność. Nauczyciel nie może po prostu zwolnić do domu tych, którzy już zrozumieli materiał, a więcej czasu poświęcić tym, którzy potrzebują pomocy. Nauczyciele często nie potrafią też pracować z uczniami na różnym poziomie w tej samej klasie. To musi się zmienić, jeśli chcemy, aby edukacja była naprawdę skuteczna i motywowała uczniów na każdym poziomie.
Nauczyciele często uczą „do średniej”, ale w rzeczywistości każdy uczeń jest inny – jeden może być lepszy z jednego przedmiotu, a inny z drugiego. Nawet najlepszy uczeń może czegoś nie zrozumieć, dlatego ważne jest, aby cały czas wyrównywać te różnice. Problem polega na tym, że nauczyciel uczy jednocześnie 20-30 osób w sposób uśredniony, co nie jest efektywne. Umiejętne różnicowanie zadań, efektywne udzielania informacji zwrotnej, monitorowanie postępów i dodatkowe wsparcie tam gdzie potrzeba to podstawa skutecznego nauczania w zróżnicowanej klasie.
Technologia może tu znacząco pomóc. Dzięki narzędziom do oceny online możemy zbierać informacje zwrotne w sposób automatyczny. Testy mogą być sprawdzane przez system, a sztuczna inteligencja coraz lepiej radzi sobie nawet z oceną zadań otwartych. To pozwala na szybką informację zwrotną, która jest niezwykle wartościowa z edukacyjnego punktu widzenia.
Testy są świetnym narzędziem nauczania, choć w Polsce często są kojarzone wyłącznie z ocenianiem. Ja sam często korzystam z testów podczas pracy ze studentami, ale nie po to, aby ich oceniać, lecz aby pomóc im zrozumieć, co już opanowali, a nad czym jeszcze muszą popracować. Mówię im: „To nie jest na ocenę, ale po to, abyście wy zobaczyli, co już umiecie, a ja dowiedziałem się, gdzie są luki w wiedzy”. Za to, co już rozumieją, ich chwalę, a nad tym, co sprawia im trudność, wspólnie pracujemy.
Technologia jest tu niezwykle pomocna, ponieważ umożliwia szybkie i efektywne zbieranie informacji zwrotnej, co pozwala na bardziej spersonalizowane podejście do nauczania.
I.B.: Jakie są plany Instytutu na najbliższą przyszłość?
M.J.: Jako państwowy instytut badawczy mamy stały budżet na badania statutowe, które koncentrują się na trzech głównych obszarach.
Po pierwsze, prowadzimy badania eksperymentalne z grupą kontrolną, których celem jest budowanie wiedzy praktycznej dla nauczycieli, nauczycieli akademickich, rodziców oraz osób, które chcą się uczyć samodzielnie. Chcemy, aby wyniki naszych badań były bezpośrednio przydatne w codziennej praktyce edukacyjnej.
Po drugie, zajmujemy się badaniami reprezentatywnymi, które pozwalają monitorować system edukacji w Polsce. Analizujemy nie tylko poziom umiejętności uczniów, ale także ich postawy, poglądy oraz zmiany zachodzące w szkolnictwie. Dzięki temu możemy lepiej zrozumieć, co dzieje się w polskiej edukacji i na bieżąco reagować na wyzwania.
Trzecim obszarem naszych działań jest udział w reformie edukacji. Staramy się, aby cały proces reformowania systemu edukacji był oparty na wiedzy naukowej, a nie na subiektywnych opiniach. Chcemy, aby decyzje dotyczące zmian w edukacji były poparte rzetelnymi badaniami oraz przykładami z innych krajów, które odniosły sukces w podobnych obszarach.
Ważnym elementem naszych działań są również szerokie konsultacje społeczne. Przykładem tego jest nasza Rada, która służy jako platforma do wymiany poglądów między naukowcami, praktykami i innymi interesariuszami. Mamy swoje wnioski z badań, ale chcemy je konfrontować z rzeczywistością szkolną. Praktycy mogą nam powiedzieć, co jest możliwe do wdrożenia w obecnych warunkach, a co wymaga dodatkowych zmian. Dzięki temu nasze rekomendacje będą nie tylko teoretycznie uzasadnione, ale także praktycznie wykonalne.
Poza działaniami statutowymi prowadzimy szereg projektów związanych z systemem kwalifikacji, edukacją włączającą, wejściem na rynek pracy, nauczycielami zawodu i wiele innych. Jak widać Instytut zajmuje się praktycznie każdym etapem edukacji dbając o to, aby badania naukowe służyły zarówno budowaniu opartej o fakty polityki edukacyjnej, ale także praktyki nauczania.
I.B.: Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów w realizacji planów.
