Trzeba wierzyć w to, co się robi, i kochać to
Odwaga jest to wiedza o tym, czego się bać trzeba, a czego nie.
Platon
Trzeba wierzyć w to, co się robi, i kochać to
Co stanowi dla pani głęboką motywację, a także inspirację do rozwijania biznesu?
Teresa Mokrysz w rozmowie z Izabelą Blimel do książki pt. Pasje i marzenia liderów XXI wieku: Motywacją dla mnie jest pozycja Mokate na polskim rynku i w Europie Środkowo-Wschodniej. Pragnę, aby nasze przedsiębiorstwo rozwijało się i umacniało tę markę. Ważne dla mnie jest to, że jesteśmy polską firmą. Poprzez działalność Mokate chcę pokazać, że Polacy potrafią odnaleźć swoje miejsce na mapie gospodarczej Europy, a także na światowych rynkach. Drugą istotną dla mnie sprawą jest skuteczne uczestnictwo moich dzieci w sprawach firmy, ich wkład w rozwój przedsiębiorstwa. Syn Adam z powodzeniem zarządza dziś jednym z ważniejszych podmiotów naszej grupy. Jest energiczny, kieruje eksportem i importem. Dzięki jego decyzjom Mokate uzyskało najwyższy wzrost sprzedaży w ostatnich latach. Wspiera go żona, Katarzyna, która sprawnie kieruje Centrum Badań i Wdrożeń oraz marketingiem. Moja córka Sylwia przejęła sprawy marketingu firmy w Ustroniu. Jest orędowniczką innowacji – pracuje nad wdrożeniem nowości do naszej oferty herbat. Zaangażowanie moich dzieci w biznes rodzinny daje mi dodatkową siłę i energię do pracy, a także motywację. Wiem, że będę mogła przekazać dzieciom to, co wspólnie wypracowaliśmy, aby skutecznie kontynuowały tradycje firmy rodzinnej. Jest to moim marzeniem. Motywacją dla mnie jest także to, że w Mokate pracę mają ludzie z tego regionu.
Pani dzieci zaangażowały się w rozwój firmy, nie zawsze jednak bywa tak, że dzieci przedsiębiorców są kontynuatorami rodzinnych biznesów – a więc ma pani szczęście…
Często jest tak, że dzieci podejmują zupełnie inny kierunek rozwoju i mają inne zawodowe zainteresowania niż ich rodzice. Takich przykładów można by przytoczyć wiele na podstawie polskich przedsiębiorstw. Jestem szczęśliwa, że już czwarte pokolenie działa w naszej firmie. Adam i Sylwia zostali ostatnio członkami zarządu – po latach pracy na różnych stanowiskach w obu naszych największych kombinatach. W ten sposób Mokate umocniło swój charakter firmy rodzinnej. Mam więc to szczęście, że dzieci chętnie weszły do przedsiębiorstwa, choć nie namawiałam ich aż tak mocno. Udało mi się.
Jeśli będziesz szanowała ludzi, to oni ciebie też będą szanowali
Jakie wartości są dla pani w życiu najważniejsze?
Szanowanie drugiego człowieka, uczciwość, lojalność i pracowitość. Te wartości są konieczne w biznesie. Powiem tak: babcia moja zawsze mi powtarzała: „Jeśli będziesz szanowała ludzi, to oni ciebie też będą szanowali. Jeśli będziesz w stosunku do tych osób uczciwie postępowała, to również będzie ci to odwzajemnione”. Jak to z babciami bywa, oczywiście miała rację.
Złota zasada „Postępuj tak wobec innych, jak byś chciała, by oni zachowywali się względem ciebie” łączy w sobie empatię, czyli troskę o uczucia innych, oraz wzajemność. Jeśli inni również wyznają tę zasadę, będziemy zawsze dobrze traktowani…
Uważam, że tak w życiu jest. Dlatego często o tym mówię także moim współpracownikom. Trzeba przede wszystkim starać się tak żyć, aby we wspomnieniach ludzi pozostała myśl: „To był wartościowy człowiek”. Nie tylko dlatego, że coś stworzył, ale dlatego, że był człowiekiem uczciwym i porządnym.
Mokate tworzą ludzie, którzy od pokoleń mają głęboko zakorzeniony etos pracy
Istnieje pewien proces wypracowania w sobie współodczuwania wobec innych. Aby mogło dojść do takiego procesu, należy posiadać pewną wiedzę. Pani tę wiedzę przekazała już babcia i stała się pani do niej głęboko przekonana. Kiedy już mamy takie przekonanie, to nie możemy się go pozbyć. W kolejnym etapie ta wiedza ujawnia się w nas spontanicznie. I kiedy myślimy o innych, współodczuwanie pojawia się bez najmniejszego wysiłku. Jest wpisane w to, co robimy. W Mokate ten proces łączy się naturalnie z zagadnieniem odpowiedzialności społecznej. Jakie są pani refleksje na ten temat?
W naszej organizacji zatrudnionych jest około 1,5 tysiąca ludzi. Są to rodziny w znacznej części z górskich terenów Śląska Cieszyńskiego. Stanowią trwałą i najważniejszą wartość przedsiębiorstwa. Zatrudniając ich, spełniamy w pewnym sensie powinność społeczną. Postrzegam to jako naszą odpowiedzialność za wyjątkową grupę społeczną, czyli za ludzi, którzy tutaj mieszkają. Dlatego właśnie w tym regionie budujemy fabryki. Śląsk Cieszyński zamieszkuje ludność o odrębnych cechach. Są to ludzie, o których możemy powiedzieć, że od pokoleń mają głęboko zakorzeniony etos pracy. Praca sama w sobie stanowi dla nich wartość. Trzeba sobie wyobrazić warunki ekonomiczne naszego kraju na początku lat 80., kiedy to ci ludzie znaleźli się w niezwykle trudnej sytuacji materialnej. Zniknęły miejsca pracy, które do tej pory znajdowali w pobliskich kopalniach. To czas, kiedy byt wielu rodzin był zagrożony, ponieważ trudno było wyżyć, bazując jedynie na kawałku posiadanej ziemi. Zakłady pracy praktycznie nie istniały w tym regionie. Jednym z nielicznych przedsiębiorstw na tym terenie był zakład Mokryszów, w którym pod koniec lat 80. około 100 osób miało zagwarantowane miejsca pracy.
Pewien filozof przechadzał się obok placu budowy nowej katedry.
Spostrzegł trzech mężczyzn obrabiających ten sam ogromny blok kamienia, przy czym każdy z nich wydawał się mieć całkowicie odmienne podejście do wykonywanej czynności. Zaintrygowany filozof postanowił sprawdzić, co jest przyczyną tych różnic. Zapytał więc każdego z osobna, co robi. Pierwszy mężczyzna odpowiedział ze złością: „Nie widzisz, przecież to moja praca i haruję jak wół, żeby zarobić na życie”. Drugi mężczyzna odpowiedział z dumą: „Nie widzisz? Wznoszę katedrę na chwałę Bogu”. Ostatni mężczyzna pracując zręcznie i w skupieniu, powiedział z radosnym uśmiechem: „To oczywiste – obrabiam kamień”.
przypowieść filozoficzna
Chciała więc pani zapewnić pracę dla 100 osób … Dlaczego to było wtedy najważniejsze?
Dobrze znałam tych ludzi i ich problemy. Utrzymywaliśmy bliskie relacje.
W 1989 roku w Polsce dokonały się liczne zmiany polityczne i gospodarcze. Niejednokrotnie ludzie nie potrafili odnaleźć się w nowych realiach i trudno było o pracę. W pierwszych latach przekształceń ustrojowych bezrobocie stało się najpoważniejszym problemem dla społeczeństwa…
Tak właśnie było. To, co wówczas rozgrywało się na moich oczach w naszym regionie, wywarło na mnie ogromny wpływ. Zaproponowałam mężowi przejęcie firmy. Wraz z osobami pracującymi w firmie rozpoczęłam produkcję galanterii cukierniczej. W tamtych latach o podejmowanych przez mnie decyzjach przesądziła w dużym stopniu odwaga, a także przekonanie o tym, że w tym symbolicznym miejscu i z tymi ludźmi możliwe jest stworzenie dobrze prosperującego przedsiębiorstwa. Widziałam upadające firmy i to wszystko, co działo się w latach polskiego „drapieżnego kapitalizmu”. Potraktowałam ówczesną sytuację rynkową jako wyzwanie. Motorem napędowym kolejnych działań była świadomość, że 100 osób to za mało. Zdecydowałam się na działalność i podjęcie ryzyka, dostrzegając szansę na powiększenie produkcji.
To był bardzo ważny okres w rozwoju organizacji. Pracowały całe rodziny. Trzon ówczesnej załogi stanowili górale, którzy pracowali na trzy zmiany. Wstawali o trzeciej nad ranem, aby dotrzeć do autobusu oczekującego na nich przed kościołem. Latem dojeżdżali z gór na rowerach, a zimą na nartach. To byli silni ludzie i praca była dla nich bardzo ważna. Dla wielu z nich fakt, że dziś pracują w Mokate, oznaczał, że w przyszłości ich dzieci będą miały zagwarantowane tutaj miejsca pracy. I tak to jest. Pracują u nas kolejne pokolenia. Do dziś w Mokate miejsce pracy jest dziedziczne. Stanowimy grupę społeczną, w której komunikacja zbudowana jest na bazie rodzinnych relacji. Stąd w firmie wykształcił się rytuał wspólnego przeżywania ważnych wydarzeń w życiu każdego człowieka.
Warto rozmawiać podczas podróży samolotem…
Był rok 1990. Lecąc samolotem do Londynu, zaczęłam rozmowę z Polką, która mieszkała w Holandii i pracowała dla firmy wytwarzającej śmietankę w proszku do kawy. Kobieta namawiała mnie na sprowadzenie do Polski tej nowości. Kiedy wróciłam z Londynu do Ustronia, nie miałam już wyboru – paczka z Holandii ze śmietanką czekała na mnie w firmie. Tir wypełniony śmietanką kosztował wtedy 30 tys. dolarów. Zysk ze sprzedaży towaru mógł być o wiele większy. Równie duży jak ryzyko. Bałam się ryzyka i sprowadziłam towar tylko za pożyczone 10 tys. dolarów. Wkrótce okazało się, że zakupiona śmietanka do kawy była strzałem w dziesiątkę. Postanowiłam pomnożyć zarobione pieniądze i… sprowadziłam na próbę dwie tony cappuccino. Był rok 1992, kiedy przyjęłam propozycję Holendrów, aby obok śmietanki do kawy sprzedawać cappuccino w proszku. Napój instant długo nie wzbudzał zainteresowania wśród polskich konsumentów i po prostu stał na sklepowych półkach.
Wydaje się, że pierwsza podjęta decyzja biznesowa
niechcący zbudowała pułapkę…
Dlaczego tak się stało?
Wydaje się, że pierwsza podjęta decyzja biznesowa niechcący zbudowała pułapkę, która – jak potem się okazało – mogłaby pochłonąć niejednego biznesmena. Mam tutaj na myśli decyzję wprowadzenia śmietanki w proszku, która podbiła rynek niemalże błyskawicznie. Śmietanka Carmen bardzo szybko została przyjęta przez konsumentów. Tym samym stworzyło się przekonanie, że rynek jest otwarty na nowości i to była ta pułapka. Wprowadziłam nowość – cappuccino instant. Klient miał wcześniej do czynienia ze śmietanką w proszku, ale nie znał cappuccino. Dlatego też produkt, w który zainwestowaliśmy znaczne pieniądze, utknął na półkach sklepowych. Polacy do tej nowości podeszli nieufnie. W pewnym momencie znaleźliśmy się w sytuacji patowej. Wyjściem z niej była odważna decyzja. Wszystkie wolne pieniądze zostały przeznaczone na opłacenie reklam telewizyjnych. W 1992 roku zaprezentowaliśmy w reklamie dokładny opis, jak przyrządzać cappuccino. Jeśli ten ryzykowny krok pozostałby niedostrzeżony przez konsumentów, istnienie firmy prawdopodobnie byłoby zagrożone. Mokate Cappuccino okazało się sukcesem. W 1995 roku zatrudnialiśmy już około 500 osób.
Kluczowe decyzje związane z inwestycjami w Mokate oraz podejmowane przez panią kroki w znaczącym stopniu przyczyniły się do zwiększenia zatrudnienia w tym regionie. Jednak decyzje te wiązały się z koniecznością podejmowania ryzyka, co, w moim przekonaniu, wymaga niezwykłej siły i odporności psychicznej w biznesie.
Czasami były to rzeczywiście wyzwania, które mogły nieść za sobą ryzyko. Przełomowym momentem był ten, w którym wyszłam poza obszar tradycyjny i sięgnęłam po półprodukty. Był to wówczas dla mnie zupełnie nieznany obszar działalności – półprodukty z mleka w proszku, stanowiące bazę wyjściową dla wyrobów instant, czyli do wytwarzania lodów, ciast, zup, sosów, purée ziemniaczanego i innych. Zastosowanie półproduktów w przemyśle spożywczym jest bardzo szerokie, ponieważ opiera się na nich cały rynek produktów instant. Również pierwszy produkt Mokate – śmietanka w proszku – jest efektem półproduktu.
Holendrzy starali się przekonać nas, że polskie mleko jest za tłuste do produkcji półproduktów, a technologie są bardzo drogie i wymagają obsługi specjalistów. Choć miałam pewne wątpliwości co do nowej inwestycji i rozważałam argumenty za i przeciw, nie dałam za wygraną. Wbrew opinii ekspertów zainwestowałam w zakup nowych linii technologicznych oraz nowoczesnych urządzeń. Okazało się, że nasze mleko jest bardzo dobre oraz że mamy w Polsce zdolnych, młodych inżynierów, m.in. z Wyższej Szkoły Rolniczej w Olsztynie. Wysłaliśmy ich na staże za granicę. Wkrótce powstała pierwsza wieża.
Dziś Mokate konkuruje na rynku europejskim innowacyjnością
Budowa linii produkcyjnej kosztowała wiele milionów dolarów…
Rzeczywiście zadrżała mi ręka, kiedy podpisywałam kontrakt na budowę tej wieży produkcyjnej. Ale byłam przekonana, że robię dobrze, że to właściwa droga rozwoju. Stąpanie po tej drodze nie byłoby możliwe, gdyby nie wiara w siebie i w swoje możliwości. Dziś Mokate konkuruje na rynku europejskim innowacyjnością.
Holendrzy nie docenili konkurencji z Polski…
Mokate brało udział w wielu światowych targach branżowych dotyczących półproduktów. W Kolumbii spotkaliśmy się z Holendrami. Nasza obecność i oferta półproduktów na tych targach była dla nich zaskoczeniem. Po prostu byli mocno zdziwieni, że przegrali z firmą z Polski. Zaprezentowaliśmy wyrób bardzo dobrej jakości w konkurencyjnej cenie – towar, który otworzył nam drzwi na światowe rynki. Przez trzy lata ponad 50 krajów zaczęło kupować nasze półprodukty. Druga wieża powstała w 2001 roku. Obie wieże zapewniają eksport naszych półproduktów w świat. Stały się one siłą napędową eksportu Mokate.
Jak ma się eksport pozostałych wyrobów Mokate, czyli kawy i herbaty?
Produkty Mokate znaleźć można w Europie i m.in. w Chinach, Indiach, Indonezji, Malezji, Arabii Saudyjskiej, Dubaju. W 2009 roku nastąpił dynamiczny wzrost sprzedaży naszych produktów za granicą. W strukturze sprzedaży zaczął dominować eksport z wynikiem 56% udziału.
Do rozwinięcia eksportu przyczyniło się przejęcie trzeciej z kolei czeskiej firmy Marlili, dysponującej m.in. palarnią ekskluzywnej kawy ziarnistej. Przejęliśmy także polski produkt o nazwie Global i tym samym poszerzyliśmy naszą ofertę o produkty z górnej półki – dla wyjątkowych smakoszy kawy. Mokate umacnia swoją pozycję wśród dostawców kaw mielonych i ziarnistych w Polsce, kaw niezwykle szlachetnych, m.in. Blue Mountain. W tym roku dostosowujemy się także do najnowszych trendów i wchodzimy z automatami do kawy na rynek vendingowy.
Jak pani definiuje sukces? Czym dla pani jest sukces?
Na sukces Mokate składa się wiele czynników, które zadecydowały o tym, że dziś firma ma mocną pozycję na rynku produktów FMCG. Myślę, że najważniejsi są ludzie. Są to współpracownicy, z którymi tworzymy przedsiębiorstwo. Uważam, że pojedynczy człowiek niewiele dokona. Jeśli mamy świetny zespół zmotywowanych i ambitnych ludzi, to ten sukces jest gwarantowany. Natomiast kiedy pozostaje się samemu na polu walki, to jest znacznie trudniej. Pracujemy ze sobą w atmosferze zaufania już od lat. A ponadto udaje mi się to wszystko – być może – dzięki uporowi, pewnej śmiałości i zdolności do trzeźwej kalkulacji.
Kolejnym ważnym czynnikiem warunkującym sukces Mokate jest pracowitość. Zawsze stawiam na pracę. Nigdy nie liczę na wygraną w toto-lotka.
Trzeba wierzyć w to, co się robi, i kochać to. Robić wszystko z ogromną pasją
Jeśli kocha się to, co się robi, to uruchamiają się w człowieku dodatkowe, zupełnie nowe pokłady sił. Nawet kiedy jednego dnia wychodzę zmęczona z pracy z powodu nawarstwienia wielu spraw, to na drugi dzień z niecierpliwością czekam, aby tu przyjść, napić się kawy czy herbaty z koleżankami i kolegami, a przede wszystkim, aby zająć się nierozwiązanymi problemami. Zawsze wierzę, że kolejny dzień przyniesie nowe i lepsze rozwiązania.
W naturalny sposób powiedziała pani o stosunkach międzyludzkich, jakie panują w firmie. Jakie więc one są?
Dobre. Jesteśmy firmą rodzinną. W święta Bożego Narodzenia dzielimy się opłatkiem z całą załogą. Pomimo że organizacja obecnie jest korporacją, nadal zachowujemy bliskie relacje między wszystkimi pracownikami w firmie oraz wspólnie świętujemy najważniejsze wydarzenia rodzinne z życia kolegów i koleżanek. Kiedy w Mokate ludzie się pobierają, to kołacze weselne trafiają na stół do mojego gabinetu, a młodzi obdarowywani są prezentami przez współpracowników.
Trudno jest żyć bez intuicji
Obserwując pani kolejne ruchy w zarządzaniu organizacją, dostrzegam zjawisko tzw. intuicji biznesowej, do której nie zawsze przedsiębiorcy chętnie się przyznają, choć Bill Gates twierdzi, że „czasami musisz polegać na własnej intuicji”. W jakim stopniu pani czuje, że pewne decyzje zależały od pani intuicji?
Nie wolno lekceważyć tego, co nazywamy czasem wewnętrznym głosem. Staram się w niego wsłuchiwać. Następnie pytam i konsultuję, próbuję zweryfikować podpowiedź głosu. Zwłaszcza pierwsze wejście z Mokate Cappuccino – to była ta intuicja. Ona mi podszepnęła, że „to się wydarzy i uda”. Było to coś nagłego i nieoczekiwanego, ale we właściwej chwili. Intuicja zadziałała.
Sometimes, you have to rely in intuition.
Bill Gates
Czyli było to coś, co „wisi w powietrzu”, lub coś, co „widzimy oczyma duszy”, i okazało się „strzałem w dziesiątkę”…
Tak. Ja bardzo w to wierzyłam. Jednak ryzyko było ogromne. Wydatek na pierwszą kampanię reklamową to były szalone pieniądze w tamtych czasach. Był to 1992 rok. Wtedy właściwie żadna firma z branży FMCG nie reklamowała swoich wyrobów w telewizji, nie licząc koncernów zagranicznych. Jako pierwsza polska firma pokazaliśmy produkt i nagle pojawiła się liczna grupa klientów. Telefony się urywały i każdy chciał już mieć Mokate Cappuccino, które wtedy było na zapisy, ponieważ nie nadążaliśmy z produkcją. Na szczęście reklama, która pochłonęła prawie wszystkie nasze oszczędności, wygenerowała popyt na ogromną skalę. Dało to środki na rozwój i umożliwiło dalsze inwestowanie w przedsiębiorstwo. Mieliśmy przy tym świadomość, że rynek krajowy ma ograniczoną chłonność i jest już na nim dość ciasno. Budowaliśmy więc przyczółki w krajach ościennych, zaczynając od Czech, które ze względów logistycznych były naturalnym terenem ekspansji. Przyczółki szybko zamieniły się w samodzielne przedsiębiorstwa i w tej chwili sześć firm z naszej grupy działa poza granicami. Tak jest do dziś. Inwestujemy w najnowsze technologie, aby powiększać potencjał produkcyjny.
Moją największą pasją jest tworzenie czegoś nowego i trwałego
Za wkład w rozwój przedsiębiorczości w Polsce, a także jako twórczyni mocnej marki Mokate została pani nagrodzona licznymi tytułami. W 2000 roku została pani „Najbardziej Przedsiębiorczą Kobietą Świata” – jest to tytuł przyznawany przez amerykańskie stowarzyszenie liderek biznesu. Jakie to ma znaczenie dla pani?
Cieszę się z tych wyróżnień, choć nigdy nie były one moim celem. Myślę, że trafiły do mnie, ponieważ we wszystko, co robię, wkładam całe serce. Moją największą pasją jest tworzenie czegoś nowego i trwałego. Kiedy patrzę na nasze zakłady, kiedy oceniam pozycję Mokate w kraju i poza jego granicami – czuję ogromną satysfakcję. To daje siłę do nowych wyzwań, pozwala też przetrwać trudne chwile, których przecież w biznesie nikomu nie brakuje.
\
dr Jerzy Chrystowski, Doradca Zarządu Mokate:
Jedną z cech Teresy Mokrysz jest zdolność do podejmowania ryzyka. Przy czym oprócz intuicji Teresa Mokrysz posiada rzadką umiejętność kalkulacji i selekcji czynników. Pozostawia tylko najważniejsze rzeczy – inne, które mogłyby powodować zakłócenia, odrzuca. Ta niezwykle rzadka umiejętność i odwaga pozwoliły na podjęcie kilku znaczących działań obciążonych ryzykiem. Mokate z niewielkiego przedsiębiorstwa stało się korporacją, w której zostały zachowane tradycje firmy rodzinnej i wzajemny szacunek pracowników. Mocną stroną Teresy Mokrysz są miękkie umiejętności, przede wszystkim zarządzanie ludźmi, przywództwo, komunikacja, praca w zespole. Potrafi świetnie współpracować. Myślę, że to jest klucz do sukcesu w naszej organizacji.
Related articles More from author
-
Początki firmy A. Blikle
2024-02-03 -
Moja żona jest kreatorką
2024-02-03 -
Biznes to ludzka rzecz
2024-02-03 -
Zawsze marzyłam
2024-02-03 -
Oceanic to sukces ludzi z pasją
2024-02-03 -
Przeczułem to intuicyjnie 20 lat temu
2024-02-03