Read-Gene Innowacyjna genetyka
Profesor Jan Lubiński, prezes Read Gen S.A., uczony z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, specjalista w dziedzinie patomorfologii oraz genetyki klinicznej i kierownik Międzynarodowego Centrum Nowotworów Dziedzicznych w rozmowie z Izabelą Blimel na łamach czasopisma Nauka i Biznes.
Jak doszło do powstania spółki Read Gen?
Profesor Jan Lubiński, prezes Read Gen S.A.: Pomorski Uniwersytet Medyczny w Szczecinie, specjalista w dziedzinie patomorfologii oraz genetyki klinicznej i kierownik Międzynarodowego Centrum Nowotworów Dziedzicznych:
Początek firmy to 2005 rok. Jednakże wcześniej wiedziałem, że muszę coś zrobić z dotychczasowymi badaniami naukowymi, gdyż nasze rozwiązania były bardzo ważne. Nadszedł także czas, aby uczelnie wypowiedziały się na temat realizowanych badań naukowych, stanowiących bardzo dobrą bazę merytoryczną. Posiadaliśmy patenty i monopol. Gdybyśmy się wówczas nie zabezpieczyli pod tym względem, dziś moglibyśmy nie osiągnąć tego, co mamy. Zdecydowałem się na stworzenie firmy. Jako jeden z nielicznych naukowców wykonałem pewne decydujące ruchy, w których najważniejszym czynnikiem było merytoryczne podejście do badań. Dlatego moja działalność spotkała się z ogólną aprobatą społeczności naukowej.
Jakie to były decyzje?
J.L.: Po pierwsze realizowane badania kończyły się wynalazkami, które natychmiast wdrażałem. Po drugie zawsze posiadaliśmy bardzo wysokie parametry naukowe. W zakresie polskiej medycyny posiadam jeden z najwyższych współczynników Hirscha (h), który odpowiada liczbie cytowanych publikacji. Po trzecie wprowadziłem spółkę na Giełdę Papierów Wartościowych w Warszawie. Działania te nie były przypadkowe, ale były wynikiem zaplanowanej strategii.
Jak pan myśli, co było bezpośrednim imperatywem do podjęcia decyzję o utworzeniu spółki?
J.L.: Read Gen powstał, między innymi, dlatego, że 20 lat temu odkryto gen BRCA1. My odkryliśmy, że każda populacja ma charakterystyczne dla siebie mutacje genów, np. w genie BRCA1 w Polsce mamy trzy wiodące mutacje. Dwie słowiańskie i jedną, która dominuje też w Izraelu. Mają ją Żydzi aszkenazyjscy, wywodzący się z Europy Środkowej i Wschodniej. Najczęstsza mutacja w Polsce jest jedną z trzech najczęstszych w Izraelu. Nic dziwnego po tysiącach lat mieszkania na jednym terenie. To pośredni dowód, że jesteśmy mocno przemieszani. Kiedy chciałem to opatentować, to mój rzecznik mówił, że takich rzeczy się nie patentuje. Ja jednak to zrobiłem, czyli dokonałem patentu, ale tylko na Polskę. W tym samym czasie w USA opatentowano mutację, która dominuje w Izraelu. To był dla mnie koronny dowód na to, że trzeba coś z tym zrobić. Obecnie buduję podwaliny dla programu chemoprewnecji dla Polski, a może i dla świata. To przykład na to, że jesteśmy firmą innowacyjną.
Jakie zadania stoją przed spółka Read Gen?
J.L.: Zadaniem Read Gen nie jest wdrażanie gotowych produkt, ale ich wypracowywanie. Od badań, które prowadzimy zależy, czy produkty, które stworzymy zadziałają, czy nie. Jeśli tak, to jesteśmy wygrani, jeśli nie, to badania należy kontynuować. Na przykład, jeśli u pacjenta występuje wysoki poziom kwasu foliowego, to jest duże prawdopodobieństwo, że wykryty zostanie u niego nowotwór; jeśli ma niski poziom żelaza, to prawdopodobieństwo wykrycia raka w przewodzie pokarmowym wzrasta; z kolei przy niskim selenie możemy spodziewać się wykrycia raka w narządach. W grupie pacjentów wysokiego ryzyka prawdopodobieństwo wykrycia raka jest pięciokrotnie wyższe. I nasze badania dotyczą wykrycia tych osób, które posiadają obniżone wskaźniki mikroelementów.
Niedobór jakich mikroelementów może wskazywać na prawdopodobieństwo ujawnienia choroby nowotworowej?
J.L.: Silnie zależne od mikroelementów są takie nowotwory, jak np. rak płuca, krtani, jelita grubego, żołądka, trzustki, zwłaszcza u mężczyzn Nawet hormonalnie zależny nowotwór prostaty jest u nich uwarunkowany poziomem selenu. Udało się także ustalić taki związek w odniesieniu do raka piersi, choć to typowy nowotwór hormonalnie zależny, a stężenie mikroelementów stanowi w tym przypadku tylko „dodatek”. Wychwycenie tego powiązania jest tu bardziej skomplikowane, wymaga np. ustalania genotypu. Myślę, że selen będzie miał masowe znaczenie właśnie w przypadku nowotworów najczęstszych, głównie o mniejszej zależności od hormonów.
Jaka jest skala działalności firmy?
J.L.: Głównymi segmentami działalności spółki są chemoprewencja, badania kliniczne oraz testy genetyczne. Wszystkie te segmenty są komplementarne wobec siebie. Chemoprewencja polega na wykorzystaniu naturalnych lub syntetycznych substancji w celu zahamowania, odwrócenia lub opóźnienia procesu zachorowania na raka.
Badania kliniczne polegają na sprawdzeniu, czy potencjalny lek, preparat lub technologia medyczna jest skuteczna, bezpieczna i czy spełnia swoje podstawowe cele. Posiadamy największy na świecie rejestr danych i bank próbek genetycznych, zawierający ponad 2.000.000 danych pacjentów i ponad 300.000 próbek DNA.
Wykonujemy także testy genetyczne oraz konsultacje genetyczno-onkologiczne – ta część naszej działalności będzie aplikowała podczas najbliższego konkursu o kontrakt w NFZ. Badania grup wysokiego ryzyka wykonujemy na terenie całego kraju przy współpracy z ośrodkami medycznymi.
Jaki model działalności pan preferuje?
J.L.: Na pewno robimy rzeczy unikatowe w skali świata. I ludzie wiedzą, że tutaj nie ma tzw. cwaniactwa. Wszystko zostało wypracowane ogromnym wysiłkiem. Dzięki temu działalność firmy dobrze rokuje. Wprowadzamy rozwiązania transparentne i proste, zależne od sukcesu merytorycznego, a niezależne od układów dyplomatyczno-politycznych. Ważne jest przekonanie, że gdy pojawia się pomysł, to nie wolno oglądać się na nic, tylko go realizować. Ja jestem przykładem człowieka, który działa. Człowieka mniej teoretycznego, a bardziej praktycznego.
W Polsce powinny powstawać instytuty, w których zdolni, utalentowani ludzie mieliby szanse ujawnienia się. Tego typu jednostki powinny się tworzyć poza uczelniami, dedykowane dla najwybitniejszych, najbardziej utalentowanych ludzi. Uważam, że studenci powinni mieć z nami kontakt, ponieważ to, co robimy jest dla nich bezcenne. U nas mają możliwość obserwacji realnego researchu. Read Gen jest spółką, w której pomysły realizowane są z pieniędzy prywatnych. To także jest rzadkością na polskim rynku.
Kto najbardziej panu pomaga?
J.L.: Posiadam zespół ludzi. Oni tak samo jak ja widzą sens w badaniach, które prowadzimy. To są pasjonaci, ludzie, którzy uwielbiają gospodarowanie oparte o nowoczesną naukę. Na pewno Read Gen jest miejscem dla ludzi z talentem i pasją. Analizy mikroelementów są bardzo trudne, wymagają świetnej wiedzy i umiejętności. Tutaj pracują specjaliści, którzy potrafią działać w sytuacji maksymalnej mobilizacji, ponieważ nigdy nie wolno zapominać o tym, że rynek medyczny jest bardzo konkurencyjny.
Od kiedy pan nie dokłada do firmy?
J.L.: Od paru miesięcy. Od kiedy na większą skalę weszły próby kliniczne u pacjentów ze zdefiniowanymi mutacjami. W tym momencie zaczęliśmy zarabiać. Wcześniej musiałem dokładać, czyli na przykład spłacałem z prywatnych pieniędzy kredyt budowlany. Jeśli podpiszemy kontrakt z NFZ, nie będziemy musieli dokładać. Zamierzamy aplikować na podstawie kontraktu z obszaru genetyki klinicznej. Potrzebujemy jeszcze więcej dowodów, wówczas wyniki naszych badań wejdą do rekomendacji. I nastąpi masowa sprzedaż. Taka jest idea.
Jakie są ramy czasowe, aby to osiągnąć?
J.L.: To kilka lat.
Czy jest pan zadowalany z rozwoju firmy?
J.L.: Coraz bardziej. Im dłużej prowadzimy badania, tym bardziej jestem przekonany o ich potrzebie i słuszności. Myślę, że zmarnowałbym swoją życiową szansę, gdybym się tego nie podjął w takim wymiarze i z pasją. Uwielbiam budować. Już w młodości prowadziłem badania bardziej lub mniej sensowne, zawsze szukałem możliwości, aby zbudować coś więcej. Gdybym nie poświęcił się temu, co dziś robię, bardzo bym tego żałował.
Widzę ogromny potencjał w innowacjach, a ryzyko nie jest aż tak duże. Działalność w tym obszarze wymaga dużej cierpliwości, wytrwałości i dobrego zorganizowania. Jeśli uda nam się zdobyć dofinansowanie, chętnie podejmę się badań z innymi mikroelemnatami, które dobrze rokują, jak np. miedź żelazo i cynk. Wymyśliłem to wszystko 20 lat temu. Byłem pierwszym Polakiem, który był autorem i koordynatorem projektu na temat nowotworów w Europie Wschodniej. Dziś wiem, że podjąłem właściwy kierunek rozwoju.
Czy odnieśliście sukces?
J.L.: Częściowy. Pełny sukces nastąpi, gdy nasza działalność będzie na miarę naszego potencjału. Firma rozwija się krok po kroku, ale największe osiągnięcia są jeszcze przed nami. Głównym założeniem Rade Gen jest to, że przyszłość medycyny upatrujemy w identyfikacji grup pacjentów wysokiego ryzyka, na podstawie badania genów. I w stosunku do tych grup wykonujemy różnorakie działania, dotyczące: badań kontrolnych, stylu życia, chemoprewencji. Chemoprwenecja jest głównym kierunkiem, na który stawiamy. Uważamy, że dzięki optymalizacji różnych parametrów u człowieka, przy pomocy naszej diagnostyki i różnych substancji, będziemy doprowadzali do obniżenia ryzyka choroby. Wszystkie dane, które istnieją przemawiają za tym, że tak właśnie będzie. Klasyczny przykład jest selen. Przebadaliśmy kilka tysięcy osób z niedoborami selenu – wyrównujemy niedobory selenu przy zastosowaniu naszego preparatu. Idea polega na tym, aby podnieść poziom selenu u osób, które mają zbyt niski poziom selenu. W Polsce jest to około 50 procent populacji i aby te osoby wykryć trzeba zbadać wszystkich. Dlatego potencjał wydaje się ogromny. Posiadamy patenty, potencjał naukowy i ideę – teraz musimy skutecznie działać.
Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów.